15.04

Zygmunt Malanowicz we wspomnieniu Krzysztofa Warlikowskiego

15.04

Zygmunt Malanowicz we wspomnieniu Krzysztofa Warlikowskiego

Zygmunt zmarł w trakcie prób do nowego przedstawienia Odyseja. Historia dla Hollywoodu.
Można by prawie powiedzieć, że zmarł na scenie.
Próbując Odysa.
W jednej z jego ostatnich wiadomości wysłanych ze szpitala, pisał, że ukręci łeb tej Hydrze, ale nie ukręcił.
To była jego ostatnia rola, której już nie zagra.
Długo na nią czekał, bo premiera przewidziana była na maj 2020 roku.
Pracowaliśmy ze sobą przez prawie 20 lat. Zaczęło się od Burzy, w której Zygmunt zagrał Alonsa, wroga Prospera, ale nie zagrał Prospera. I tak było już zawsze. Zygmunt nie dbał o główne role.
Poznaliśmy się gdy Zygmunt nie miał żadnej ambicji, żeby grać główne role. Poznaliśmy się w dobrym dla siebie momencie. Odtąd Grał w każdym moim przedstawieniu… Bez Zygmunta w teatrze to byłaby strata czasu.

Ostatni żyjący prawdziwy komunista, o niewymawialnym nazwisku, a które Zygmunt jeden potrafił wymówić z Aniołów w Ameryce. Niebohaterski ojciec, nie oddający życia za córkę z Apollonii, Narrator Czasu odnalezionego Prousta z Francuzów, który pytał czy starczy mu jeszcze sił, by długo utrzymać przy sobie tę przeszłość i dokończyć dzieła:
najpierw opisać ludzi (choćby mieli w tym opisie przypominać potwory), gdyż dotykają jednocześnie, jak giganci pogrążeni w latach, epok tak od siebie odległych, między którymi mieści się tyle dni – wśród Czasu.

Wyjeżdżamy Zygmunt zaczynał słowami Kantora z Nigdy tu już nie powrócę:
Za chwilę wejdę do tej nędznej i podejrzanej łodzi.
Szedłem na spotkanie, nie wiem, z widmami, czy z ludźmi.
Wędrowali ze mną długo, teraz mamy się spotkać.
Wszyscy byli biedni, z dna, wykolejeńcy, zżarci przez życie.
Wszyscy umarli. Przyjdą tutaj jak na sąd ostateczny, aby dać świadectwo naszego losu, naszych nadziei, zachwytów na gruzach naszego piekła, nieba.
Wszystko dzieje się na skraju czasu. Jeszcze krok, a możemy znaleźć się poza nim.
Codzienność przechodzi niepostrzeżenie w wieczność.

Wszystko traci swoje właściwe znaczenie, miesza się, miota, burzy, zieje grobową pustką.

Wszyscy, jak zwykle w zakończeniu, opuszczą scenę.
Zygmunt też ją opuścił.
Opuścił ją, w trudnym dla teatru i dla nas wszystkich, momencie. Teatry, zamknięte od roku, stały się zbędne i nie ma już z nami Zygmunta. Zespół został bez Zygmunta. Czy uda nam się przeżyć jako zespół bez niego?
To jest prawdziwe pytanie….
Nie zapomnijmy Zygmunta
Próbujmy
Pracujmy tak, jak on pracował
A może przetrwamy…
Jesteśmy mu to winni.

Zyga, trzymaj za nas kciuki.

Podpis

Zobacz także

Wyrażam zgodę na otrzymywanie newslettera zawierającego informacje handlowe dotyczące Nowego Teatru. Więcej.
Akceptuję treść regulaminu newsletterów Więcej.