Odeszła Krystyna Meissner. Była reżyserką, dyrektorką teatrów i twórczynią dwóch festiwali, które odmieniły polskie myślenie o teatrze. To było wielkie wietrzenie głów, często bardzo radykalne. To od niej nauczyłem się, że trzeba w Polsce pokazywać rzeczy ostre, niepokojące, budzące sprzeciw, a w konsekwencji debatę. Dziś zdaje się to oczywiste, kiedyś wymagało wielkiej odwagi, pomysłowości i gustu, a ten Krystyna Meissner miała niezawodny.

Odważnie zlikwidowała najstarszy w Polsce Festiwal Teatrów Polski Północnej. Kiedy objęła dyrekcję Teatru im. Horzycy w Toruniu, próbowała reanimować dogorywający festiwal, będący pozostałością po komunistycznych pomysłach na aktywację różnych regionów Polski oraz udowadnianie ich polskości. Wymyśliła Kontakt, żeby po upadku muru skontaktować ze sobą dwie części Europy, które mało o sobie widziały. Wschód z Zachodem. Do Torunia jeździło się jak do teatralnej mekki. Tu poznaliśmy późniejszych mistrzów teatru europejskiego: Castorfa, Fomienko, Korsunovasa, Marthalera, Nekrosiusa, NO99, Ostermeiera, Platela, Waltz. Na Festiwalu Kontakt oglądaliśmy też najciekawszych twórców polskich. Nie sposób wyliczyć ich wszystkich. Niektórzy zresztą błysnęli jak meteoryt i nie wiadomo, co dziś robią, inni jak Hermanis pobłądzili w ideologicznych rozterkach. I nie każdy spektakl na Kontakcie był genialny, ale takie jest ryzyko dużych prezentacji.

Potem był Dialog, odpowiadający na zmienioną już sytuację w Europie. Krystyna Meissner uznała, że skoro się skontaktowaliśmy, to możemy teraz zacząć partnersko rozmawiać. Dialog rozbudował też debatę festiwalową wokół spektakli. Nadal mieliśmy dostęp do najgorętszych zjawisk teatru, już nie tylko europejskiego, ale światowego. Jestem pewien, że Krystyna Meissner obok Krystiana Lupy swoją pracą odmieniła najbardziej teatr w Polsce. Pokazując nam, co najlepsze, ale także podejmując się ryzykownych działań producenckich, jak choćby legendarny spektakl Krzysztofa Warlikowskiego „Oczyszczeni”.

Była artystką we wszystkim, co robiła. Jej festiwale były precyzyjnie reżyserowane, budowały własną wewnętrzną dramaturgię. Była też osobą niezwykle elegancką. Dopóki miała siłę, troszczyła się o wszystkich uczestników festiwalu, zarówno zaproszonych twórców, jak i wszystkich gości. Było jej wszędzie pełno. Lubiła się wypowiadać, mieć swoje silne, czasem apodyktyczne zdanie.

Piszę o jej festiwalach, bo miałem to szczęście i przyjemność długo współpracować z Krystyną Meissner jako rzecznik festiwalu i moderator dyskusji. Zaprosiła mnie jako młodego recenzenta. Od razu powiedziałem, że nie wiem, na czym miałaby moja praca polegać. Uśmiechnęła się i powiedziała: „Da pan sobie radę, jeśli lubi Pan szalone pomysły, zapraszam!”.

Teraz myślę, że nie było dla niej rzeczy niemożliwych. Uparcie dążyła do celu, a gdy coś szło nie tak, dostawała furii, nawet, jeśli winowajcą była zła pogoda. Bywała wtedy niesprawiedliwa, ale później przepraszała, rozmawiała.

Osobno trzeba by napisać o jej pracach reżyserskich i o tym, jaką byłą dyrektorką. Zawsze bardzo troszczyła się o swój zespół i miała dużo energii, by polepszyć warunki w obejmowanych teatrach. Zbudowała zaplecze teatru w Toruniu, przebudowała Współczesny we Wrocławiu, a nawet w Starym, gdzie jej rządy trwały krótko i zakończyły się spektakularną katastrofa, stworzyła małą scenę.

Czas jest nieubłagany i musimy godzić się z jego wyrokami. Chciałbym, by duch Krystyny Meissner wstąpił w polski teatr lub po prostu w nim pozostał. Nie raz wszak jeszcze będziemy musieli udowodnić, że da się zrobić coś, co na pozór do zrobienia nie jest możliwe.

Żegnaj Krystyno.

Piotr Gruszczyński

Zobacz także

Wyrażam zgodę na otrzymywanie newslettera zawierającego informacje handlowe dotyczące Nowego Teatru. Więcej.
Akceptuję treść regulaminu newsletterów Więcej.